Jak przestać bać się burzy, czyli ja nibyharcerz.

Było pięknie. Po prostu pięknie. Słoneczko odbijało swoje promyki w tafli rzeki, okrywając całą okolicę ciepłem. A niebo było błękitne, usiane białymi chmurkami i radośnie lecącymi ptakami. Tak-lato.

   Grzechem było siedzenie w domu, to trzeba było przyznać. Pobliska wypożyczalnia kajaków kusiła tak samo jak ozdobiona słońcem rzeka. Nie mając nic do roboty, skorzystałam z sytuacji.
   Wiosła chlapały wodą na wszystkie strony, a my płyneliśmy coraz dalej w głąb drzew i pozostałości po lesie. Drzewa zwalone do wody utrudniały wyprawę, ale bylo cudownie. Obcowanie z naturą, ciepłem świata, po prostu szczęście.
   Niespodziewany grzmot burzy gdzieś daleko nie zniechęcił nas do dalszej wyprawy. Płyneliśmy pełni sił przez niesamowite meandry okolicznej rzeki.
   Nagle zrobiło się ciemno. Bardzo ciemno. Niebo zmieniło barwę na niebezpiecznie granatową. Grzmoty było słychać coraz bardziej, były blisko. Z każdej strony wysokie drzewa, kajak niebezpiecznie się przechylał wraz z moimi gwałtownymi ruchami.
   Bałam się. Burza napawała moją duszę lękiem i strachem. Wywoływała dreszcze. Panika opanowywała mój umysł. Chciałam się schować…
   Deszcz podziałał na mnie jak wstrząs, zimny prysznic. Moje rozgrzane ciało przyjęło go z wielką ulgą, ale potężny huk grzmotu i nagła błyskawica sprawiły, że strach powrócił.
   Nie znajdując dobrego wyjścia z całej tej niebezpiecznej sytuacji , postanowiliśmy wyjąć kajak na brzeg i schowac się wśród drzew. Pamiętając, że mniejsze jest prawdopodobieństwo, że uderzy właśnie w nasze drzewo-starałam się podnieść na duchu.
   Krople wielkości śliwek zalewały mi oczy. Gołe stopy w klapkach ślizgały się po błocie i glinie. Serce biło mocno. Burza waliła błyskawicami. Straszyła grzmotami. Płakałam.
   Po pewnym czasie ruszyliśmy spowrotem. Pamiętam, że powtarzałam: „Po prostu wiosłuj, po prostu płyń.” Strach powodował, że byłam pełna sił, pełna energii. Było zimno. Temperatura spadła drastycznie. Drgawki opanowały moje ciało. Płynęłam.
   Przechylone drzewa, ciemna głębia rzeki, niebezpieczne grzmoty i błyskawice zmieniły krajobraz. Wiatr ochladzał i tak zziębnięte ciało. Włosy przyklejały się do twarzy, ubranie do skóry.
   Kiedy dobiliśmy do brzegu, był koniec. Niebo ponownie stawało się błękitnie piękne, słoneczko znowu ogrzewało ziemię. Jedynie duże krople wielkości śliwek na liściach i trawie oraz ogromne kałuże zdradzały to co niedawno miało miejsce.
   Zdjęłam kamizelkę. Sojrzałam na oddalające się ciemne chmury i pomyślałam: „Dzięki za przygodę życia.”. Jak na odpowiedz ostatni grzmot wstrząsnął powietrzem. Pobiegłam w stronę auta.

Akino.

Bądź na bierząco: link

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s